w poszukiwaniu europejskiej tradycji w Wielkopolsce

  • w poszukiwaniu europejskiej tradycji w Wielkopolsce

    Małe miasteczka. Wielki problem historiografii

    Prawo magdeburskie, wzorowane na zasadach prawnych, którymi rządził się Magdeburg, to jeden z najdoskonalszych przykładów przejmowania wzorców europejskich na naszych ziemiach. W Królestwie Polskim jednakże te wzorce nie zawsze przejmowano zgodnie z pierwotnymi intencjami…

    Rękopiśmienny egzemplarz skodyfikowanego prawa magdeburskiego.
    Archiwum Państwowe w Poznaniu, Zespół nr 474: Akta miasta Poznania, sygn. I 2343

    Jednym z największych problemów historiografii municypalnej są małe miasteczka, które praktycznie nie znalazły swojego miejsca w dorobku pisarskim. Ten stan rzeczy tłumaczy brak źródeł. Lecz nie zawsze takie wyjaśnienie oddaje stan zachowania archiwaliów. Często jest to brak źródeł wytworzonych przez urzędy: burmistrzowski, radziecki, wójtowski i ławę. Istnieją jednak źródła wytwarzane przez skarb państwa, kościół, kancelarie właściciela, parafie.

    Do takich małych miasteczek, bez możliwości dokładnego opisania ich przeszłości należą:

    – ośrodki osadnicze, które uzyskały prawo lokacji miasta lub przez pewien czas funkcjonowały jako miasto, lecz ich przeszłość pozostaje enigmatyczna (np. Ciążeń, Licheń Stary, Miasteczko czyli Łacina alias Święty Roch pod Poznaniem, Rozdrażew, Stanisławowo, Zduny w sąsiedztwie królewskiego Koła, Nekla oraz Targowa Górka (niegdyś Mileszyna Górka) w sąsiedztwie Wrześni. Do tej grupy zaliczyć można miejscowości, których rozplanowanie przestrzenne jest dostatecznym dowodem na ich miejski charakter (np. Mielżyn, Rozdrażew);

    – miejscowości znane z jednej lub dwóch wzmianek określających jej jako miasto (np. Sadlno we współczesnym powiecie konińskim i gminie Wierzbinek, Królików w tymże powiecie i gminie Grodziec, Linie koło Pniew i wiele innych);


    Do takich „problematycznych miejscowości” należy Nekla. Kluczem do wyjaśnienia jej municypalnego charakteru są bez wątpienia pochodzące z XVI, XVII oraz XVIII stulecia, wykazy podatkowe. W nich musimy znaleźć odpowiedź na pytanie, czy jej mieszkańcy płacili tzw. szos dupla (podwójny), czyli podatek typowy dla miast uzależniony od zamożności obywateli?
    Często za miasta literatura uznawała tzw. wsie targowe, które znalazły kompleksowe omówienie w książce Józefa Maroszka wydanej w 1990 r. w Białymstoku (publikacja dostępna w sieci: http://pbc.biaman.pl/Content/608/j_maroszek-targowiska_wiejskie.pdf). Do takich wsi należała m.in. Trzciana Łąka, która stopniowo ewoluowała od wsi do osady zurbanizowanej. Tak powstała Trzcianka. Książka Maroszka skrupulatnie zbiera przywileje wsi targowych, zachowane głównie w Metryce Koronnej, przechowywanej w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie.

    Ale przecież są jeszcze inne (np. Parkowo koło Rogoźna), co dowiódł autor, które zachowały się w księgach sądu i urzędu grodzkiego. Te zaś zachowały się w Archiwum Państwowym w Poznaniu. I tylko nieliczne tego rodzaju księgi znalazły się poza tym zbiorem (np. w Bibliotece Kórnickiej PAN, Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu, Bibliotece Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk).

  • w poszukiwaniu europejskiej tradycji w Wielkopolsce

    Wehikuł czasu. Dzień drugi…

    12 czerwca 2020 r. Jest piąta nad ranem… Otaczający nas las i jego mieszkańcy już od paru godzin dają oznaki życia. My mamy jeszcze powieki snem obciążone. Powoli zbieramy się do podróży. Tym razem mamy nadzieję, że w tej podróży poprzez czas i kulturowe przestrzenie ujrzymy przeszłość z ludzka twarzą. Z Bucharzewa po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do Międzychodu, a właściwie do nowego miasta, lokowanego wzdłuż drogi wiodącej z Gorzynia do Drezdenka, leżącego już poza granicami Królestwa Polskiego. Dawny kościół ewangelicki, z typowym dla wyznania ewangelicko-augsburskiego wnętrzem, powoli zaciera swoją tożsamość. Jeszcze o niej świadczy kilka płyt nagrobnych umieszczonych – zgodnie z tradycją – w murach okalających świątynię. Powoli w przeszłość odchodzą także inskrypcje z kamiennych płyt nagrobnych, zapisane w języku niemieckim. W kościele natrafiamy na człowieka minionych czasów. To Krzysztof Unrug, dziedzic dóbr Międzychód, który stopniowo kolonizował bezludne obszary Puszczy Noteckiej. To on, podobnie jak dziedzice Wielenia nad Notecią i Czarnkowa oraz Sierakowa, dzięki jej darom uczynił swoje miasta zasobnymi, a ludzie żyli dostatnio. W zachodniej części Puszczy Noteckiej – na starych mapach z XIX i początków XX w. – dostrzegamy jeszcze takie nazwy jak: Jabłonka, Koza, Makadel, świadczące o istnieniu ludzkich osiedli w leśnych gęstwinach.

    Z Międzychodu, poprzez Gorzyń, Policko, Bobowicko, docieramy do Międzyrzecza. Stąd udajemy się do miejscowości Brójce, której przeszłość i charter prawno-przestrzenny jako miasta, w pełni określa zurbanizowana przestrzeń. Brójce to dawne miasto królewskie, przynależne do starostwa Babimost i zarazem siedziba komory celnej. To przykład miejscowości, której losy toczą się po obu stronach granicy polsko (wielkopolsko) – brandenburskiej.

    Kolejnym punktem etapowym naszej podroży staje się Kargowa, przy której niegdyś istniało tzw. Nowe Miasto Unrugowo.
    Po kilku godzinach peregrynacji docieramy do cmentarza dawnego kościoła ewangelicko-augsburskiego Kripplein Christi (Żłóbek Chrystusowy) we Wschowie. Ponad dwieście kamiennych epitafiów z XVI, XVII, XVIII i początków XIX stulecia, przypomina europejską przeszłość Wschowy zdobytej przez Kazimierza Wielkiego i włączonej wraz z przyległą ziemią do Królestwa Polskiego w 1343 r. Tyle osób, często portretowanych i jeszcze częściej wspomnianych w inskrypcjach, czekało na to spotkanie, by z zaświatów przypomnieć swoją obecność, by przygodny przechodzień pojął sens ich życia.

    Nasze spotkanie z przeszłością, do której powidła nas Marta Małkus, kierująca tutejszym Stowarzyszeniem CzasArt, ukazało w całej krasie europejskie korzenie miasta, losy jej mieszkańców i ich peregrynacje po rozległym świecie – ich świecie.
    Powoli wracamy. Kołujemy drogami piaszczystymi, bezdrożami, lasami. To tworzy klimat tej niecodziennej podróży. Przed nami kolejny dzień spotkań z przeszłością zatrzymaną w źródłach i otaczającym nas krajobrazie.

  • w poszukiwaniu europejskiej tradycji w Wielkopolsce

    Jan Krotoski, kasztelan inowrocławski (ok. 1552-1583)

    Europejczyk w Wielkopolsce. Wielkopolanin w Europie

    Podróże po Wielkopolsce były okazją do spotkania w ludźmi z naszej przeszłości, z ludźmi którzy swoje życie poświęcili Ojczyźnie, służąc jej jako dyplomaci posłujący na europejskie dwory monarsze.   W kościele św. Wita w Tuliszkowie (koło Turku) zachowało się epitafium przedstawiające postaci Mikołaja Zaremby i Jana Krotoskiego, kasztelana inowrocławskiego, adorujących Krzyż Pański. Każdy z nich mógłby opowiedzieć własną przeszłość. Krotoski dla nas jest doskonałym przewodnikiem po Europie…

    Był synem Jana wojewody inowrocławskiego i jego drugiej małżonki Elżbiety z Latalskich. Pochodził z rodziny pieczętującej się herbem Leszczyc, dziedziczącej we wsi Krotoszyn koło Pakości. W młodości zetknął się z Europą jako student Uniwersytetu w Heidelbergu. Przez prawie rok (październik 1571 – 1572) zwiedzał Stary Kontynent i przebywał w Paryżu, Brukseli, Wittenberdze, Mediolanie, Bresci. Po powrocie do kraju został sekretarze królewskim.

    W czasie bezkrólewia po uciecze Henryka Walezego podróżował do cesarza Maksymiliana, aby ten zrezygnował z tronu polskiego. W 1576 r. spotkał się w Pradze z królem Czech Rudolfem i arcyksięciem Ernestem Habsburgiem, a po dłuższym pobycie w Ratyzbonie odbył rozmowy z Maksymilianem Habsburgiem, nakłaniając go do rezygnacji z tronu polskiego. Rozmowy jednak nie przyniosły spodziewanych efektów. Poselstwo skierowało się w drogę powrotną do kraju. Po dniu podróży stanęli we wsi Vatter, gdzie w nocy zostali aresztowani. Powodem było aresztowanie przez starostę Ernesta Weiher, powracającego z rozmów z gańszczanami, posła habsburskiego Henryka Kurzbacha. Aresztowani posłowie polscy zostali osadzeni w Linzu, gdzie spędzili prawie cztery miesiące. Z niewoli wypuszczono ich dopiero po śmierci Maksymiliana Habsburga  (29 października 1576 r.).

    [Opracowano na podstawie Polskiego Słownika Biograficznego]

  • w poszukiwaniu europejskiej tradycji w Wielkopolsce

    Wehikuł czasu. Dzień pierwszy…

    11 czerwca 2020 r. wyruszyliśmy w podróż po Wielkopolsce; po tej Wielkopolsce która istnieje już w ludzkiej wyobraźni i po tej, po które pozostała sterta archiwaliów. Wyruszyliśmy na spotkanie z przeszłością, która pozostaje widoczna w krajobrazie kulturowym. To nie tylko kościoły, pałace, dwory, kaplice, klasztory, zamki, ale i układy komunikacyjne, rozplanowanie przestrzenne miast.
    Trasa wiodła z Poznania poprzez Swarzędz (dawniej Grzymałowo), Słupcę, parafialną wieś Brudzewo, dawne miasteczko Mielżyn. Po drodze mijaliśmy Witkowo (miasto), skąd nieco zboczyliśmy do Niechanowa, aby podziwiać kościół św. Jakuba Apostoła zw. Starszym. Stąd wyruszyliśmy do Żydowa, którego municypalna przeszłość uwidacznia się w zarysie rynku. Dalej, poprzez Gniezno, dotarliśmy do królewskiego Kłecka. Stąd nasz peregrynacyjny szlak powiódł do kolejnego królewskiego miasta, niegdyś zwanego Łyczanym Miastem, a obecnie Mieściskiem. Potem krótkie postoje w Wągrowcu, gdzie z daleka podziwialiśmy koloński klasztor przeniesiony tu z pobliskiego Łekna. Wreszcie Czarnków i pierwsze spotkanie już nie z martwą materią przeszłości, ale z ludźmi minionych stuleci. To oni, właściwie ich losy, wpisują wielkopolską prowincję Królestwa Polskiego we wspólną przeszłość Starego Kontynentu. To oni uczyli z niej Wielkopolskę Narodów, otwierając nie tylko wrota cudzoziemcom, ale i przejmując wzorce, które były ozdobą rodzinnych rezydencji. Potem powędrowaliśmy północnym brzegiem Noteci, pomiędzy Czarnkowem a Wieleniem. To miejsca spotkań z olędrami, którzy z Żuław przybyli do nadnoteckich Nowych Dworów, gdzie wznieśli piękną świątynię, w której zachował się witraż zdobiony herbami obcokrajowców i datą 1615.

    Kolejny etap podróży powiódł nas do zamku Wedlów w Tucznie, rodu wywodzącego się z Nowej Marchii, silnie spowinowaconego z wielkopolskimi rodami możnowładczymi. Potem już tylko Mirosławiec Blankenburgów i ich dawna rezydencja obronna „odgrzebywana” w ziemi przez archeologów. I powrót z zaświatów poprzez Puszczę Pomorską, do Puszczy Noteckiej, gdzie w dawnej olęderskiej wsi Bucharzewo upatrzyliśmy sobie bazę do kolejnych wypadów w przeszłość do spotkań w Wielkopolsce Narodów. Podróż poprzez Dobiegniew, Drezdenko – dwa miasta, których losy przez lata były powiązane z książęcą, Piastowską Wielkopolską, ułatwiły ich widoki sporządzone przez Petzolda, dostępne na stronach internetowych Biblioteki w Gorzowie Wielkopolskim.
    Podróż, w której zderzała się nasza wiedza wyniesiona z archiwalnych kwerend, z semantycznym znaczeniem architektury sakralnej, rezydencjonalnej, municypalnej (ratusze), „mową herbów” uwiecznionych na budowlach, ratuszach, nagrobkach, obrazach, z delineowanymi treściami dawnych map, sprawiało wrażanie dotychczas niewyobrażalnej podróży w przeszłość. Dla wielu być może niemożliwej, jednakże bardzo pobudzonej poprzez lektury inwentarzy miast i wsi, dawnych kronik, realistycznie unaocznionej w twarzach przeszłości przedstawionych na portretach trumiennych, nagrobkach, zapisanych w różnorakich inskrypcjach.

    Przed nami kolejny dzień długiej podróży z Sierakowa – poprzez Międzyrzecz, Brojce, Kargową (Unrugowo) – do Wschowy i powrót…

  • w poszukiwaniu europejskiej tradycji w Wielkopolsce

    Wehikuł Czasu. Dzień czwarty…

    Powrót… W poszukiwaniu śladów Europy.

    Czwarty dzień podróży. Już niewiele kilometrów dzieli nas od rodzinnego domu. Wytyczamy trasę. Szamotuły, Obrzycko, Kaźmierz…

    Pierwszy postój. Nieopodal Zamku Górków w Szamotułach. Spacer po mieście. Odwiedzamy kolegiatę św. Stanisława. Wybór Szamotuł nie był przypadkowy. To niewielkie miasto wielkopolskie swoje miejsce na kartach historii trwale zapisało poprzez obecność w kulturze. To wywodzące się właśnie stąd grono ludzi: znanych profesorów Uniwersytetu Krakowskiego, ludzi pióra, kultury.

    W XVI stuleciu z Szamotułami była związana drukarnia, w której powstawały modlitewniki dla Braci Czeskich. Szczególna pozycja dziejową Szamotuł to efekt działalności właścicieli pochodzących ze znakomitych rodów szlacheckich: Świdwów, Szamotulskich, Górków, Rokossowskich, Mycielskich i innych. Miasto poprzez nich splata własną przeszłość z wieloma miejscowościami Polski i Wielkopolski (m.in. Tuliszków, Gostyń, Margonin, Sieraków, Szubin). Wizyta w kolegiacie to okazja, by stanąć twarzą w twarz z przeszłością, wyrytą w nagrobnych napisach płyty Anny Mycielskiej, Jakuba Rokossowskiego, który swoją pozycję społeczną i ekonomiczną ugruntował jako podskarbi wielki koronny.

    Stojąc przed pięknym nagrobkiem podskarbiego wielkiego koronnego Jakuba Rokossowskiego (ok. 1524-1580) w szamotulskiej kolegiacie, na myśl nasuwają się miejsca i ludzie Europy z którymi był związany jako student Uniwersytetu we Frankfurcie nad Odrą, poplecznik interesów cesarza Maksymiliana II Habsburga i jego syna Ernesta. To ślad Europy w Wielkopolsce. Nagrobek był dziełem pochodzącego z Włoch rzeźbiarza Hieronima Canavesiego.

    Obrzycko i Kazimierz, do których przywiodła nas raczej ciekawość niż wiedza, przemierzaliśmy spacerowym krokiem. Odnajdowaliśmy ślady przeszłości. W Obrzycku natknęliśmy się na piękną rzeźbę wmurowaną w obramienie okna ratusza, którą w 1834 r. przywieziono z Portugalii.